Wysoka kobieta z szorstkim uśmiechem na twarzy stąpała po kolejnych schodkach, jej świeżo wypolerowane pantofle stukały o drewno wydając przy tym niezbyt przyjemny dla uszu dźwięk. Marszczyła brwi ze złości, jakby wstała lewą nogą. Oczami w kolorze beżu świdrowała każde napotkane drzwi, jakby to pomagało jej ujrzeć kto znajduje się w pomieszczeniu. Przemierzając liczne korytarze w końcu dotarła do celu swej podróży, położyła dłoń na pozłacanej klamce i przekręciła ją, ciągnąc za nią weszła przez otwór. Przygryzła dolną wargę do czerwoności, gdy ujrzała śpiącą złotowłosą dziewczynę przy stosie książek. Otworzyła usta pomalowane soczyście szkarłatnym kolorem. Blond włosa jeszcze nie spodziewała się, że czeka ją nieprzyjemna pobudka.
— Alicjo! — wrzasnęła szatynka, jej prawa dłoń aż drgała ze złości. Alicja szybko zerwała się ze snu i usiadła idealnie wyprostowana, zrobiła to wyjątkowo szybko i niezdarnie, przez co omal nie spadła z dębowego krzesła. — miałaś się uczyć! Zostawiłam Cię tu na popołudnie, ponieważ myślałam, że sama będziesz uczyła się równie efektownie! Nie powinnaś tego tak lekceważyć! — niebieskooka przewróciła oczami poprawiając przy tym włosy, które lekko się potargały, gdy spała. Z nadąsaną miną spojrzała na swoją nauczycielkę.
— Ale to takie nudne! Ja chciałabym się bawić... — odparła tupiąc przy tym nogą, zachowywała się naprawdę niedojrzale, jak na lata, które sobie liczyła. — poza tym to takie niesprawiedliwe, że Lorina teraz jest sobie na podwieczorku, a ja muszę się tutaj uczyć! — dodała z wielkim oburzeniem.
— Alicjo... masz już szesnaście lat, a zachowujesz się jakbyś miała zaledwie sześć! Poza tym Lorina musi lepiej zapoznać się ze swoim przyszłym narzeczony, jest od Ciebie starsza, a jeszcze nie ma męża... ja w Twoim wieku.... — błękitnooka wstała z krzesła. Zaczęła iść w kierunku wyjścia. W porównaniu do swojej opiekunki była dość drobna, ciało w kształcie trójkąta, nawet jej biodra nie były tak charakterystycznie dla kobiecej sylwetki zaokrąglone. Gdyby nie to, że ubrana była w lazurową sukienkę z fartuszkiem zawiązanym na kokardę, a jej blond włosy sięgały kilka centymetrów za ramiona, można by było ją pomylić z chłopcem w wieku trzynastu lat. — Alicjo! Czy ty w ogóle mnie słuchasz? — kobieta dopiero po kilku zdaniach swego monologu zorientowała się, że osoba, która powinna go słuchać z uwagą nie jest tym zainteresowana.
Blondynka odwróciła się na pięcie, a czarne pantofelki na lekkim obcasie wydały z siebie cichy pisk. Uśmiechnęła się i dygnęła przy tym lekko głową, czarna kokarda obwiązana na jej złocistych włosach lekko się poruszyła.
— Wybaczy szanowna Pani, jednakże nie jestem zainteresowana tym, co ma mi Pani do powiedzenia. — oznajmiwszy to szybko wyszła, dobrze wiedziała, że za tak nieuprzejmą odpowiedź będzie miała problemy, nie tylko u niej, ale i też u swojego rygorystycznego ojca.
Szybko, póki jeszcze mogła uciec, wybiegła z rezydencji. Chciała zobaczyć się z siostrą. Oczywiste było to, że spożywać będzie podwieczorek na świeżym powietrzu, nigdy zbytnio nie lubiła przebywać w pomieszczeniach, a wszystko przez to, że tam z łatwością można było ją znaleźć, a tego nie chciała. Alicja odetchnęła z ulgą, gdy znalazła się na trawie w pięknym zielonym odcieniu, oświetlaną przez promyki słońca. Słoneczna wiosenna pogoda i słoneczny wiosenny dzień. Z uśmiechem na twarzy rozejrzała się, w pobliżu nie dostrzegła soczyście ciemno brązowych włosów osoby z którą łączyła więzy krwi. Westchnęła głęboko, po czym wznowiła poszukiwania.
Szła w stronę ogrodu, pełnego najróżniejszych roślin, mały labirynt prowadzący do altanki z brzozowego drewna pomalowanego na biel był wielką atrakcją tego ogrodu i jednocześnie celem dziewczyny. Weszła do niego, lubiła patrzeć na równo przycięty żywopłot, osoba zajmująca się ich ogrodem była naprawdę dobra w tym, co robiła, a rezultaty jej pracy były zdumiewające. Alicja na pamięć znała drogę do altany i bez problemu tam trafiła, zastała tam swoją siostrę pijącą herbatę. Uśmiechnięta pomachała do niej. Brunetka od razu zwróciła na nią uwagę i odmachała jej. Blondynka podeszła do szarookiej. Usiadła naprzeciwko. Spojrzała w jej szare oczy i od razu kąciki jej ust uniosły się ku górze.
— I jak był na podwieczorku? — spytała z nutką podniecenia w głosie. Lorina jedyni westchnęła cicho. Spojrzała na nią.
— Całkiem sympatycznie. — odparła z neutralnym wyrazem twarzy.
— Tylko tyle? — jęknęła niezadowolona błękitnooka.
— Tak, tylko tyle. — potwierdziła stanowczym głosem.
— Lorino... jutro jest ten bal zaręczynowy, a mówisz, że podwieczorek z nim był tylko sympatyczny... pocałował Cię chociaż, czy też zrobił coś innego? — Lorina spoglądała na nią swoimi mądrymi szarymi oczami. Były naprawdę piękne, tak jak cała ona. Była ona starsza od Alicji, jej sylwetka była bardziej kobieca, szerokość ramion równa z szerokością bioder, dość spory biust i średni wzrost, a w zasadzie pięć centymetrów więcej od młodszej siostry. Liczyła sobie dwadzieścia jeden wiosen, była niezwykle dojrzała miła i pomocna, doskonale umiała maskować swoje wady, lecz nie robiła tego dlatego, że tego chciała, ale dlatego, że musiała. Otworzyła usta w kolorze dojrzałych truskawek.
— Wiesz przecież, że oddał mi pocałunek na naszym pierwszym spotkaniu, a podwieczorek był jedynie pretekstem do rozmowy i to z jego strony, a nie z mojej, lubię go, a to powinno wystarczyć... — uśmiechnęła się łagodnie. Decyzja o tym za kogo wyjdzie nie należała do niej, wszystko już dawno było zaplanowane, a ona nie mogła nic na to poradzić. Lubiła Henry'ego, przystojnego blondyna o zielonych oczach, jednakże nie traktowała ich relacji jako czegoś głębszego, ponieważ było to coś nie trwałego i wątłego, niczym kawałek trzciny. To wszystko nie działo się z powodu miłości, a z chciwości, ale było koniecznością, a odmowa z jej strony niedopuszczalna.